NIEZWYKŁE ZWIERZENIA I ŚWIADECTWA
Jez_Mił.8

RYCERKI TERESY Z HISZPANII

W końcu usiadłam do pisania. Wiele razy siadałam, by napisać i ciągle coś, lub ktoś mi przerywał; potem odkładałam, ale dziś postanowiłam, że nic mi nie przeszkodzi. Jestem sama w domu z mężem i jedną córka. Córka ma dziś urodziny, więc była piękna msza dziękczynna w kościele, gdzie dziękowaliśmy Bogu za jej 20 urodziny, za zdrowie, jakie otrzymała od Boga powtórnie po wylewie; za to, że dostanie się na studia i… tak by można ciągle wymieniać bez końca.

Za dwa dni jest nasza 37 rocznica ślubu. Dziękujemy za te wszystkie cierpienia, bo dzięki cierpieniom jesteśmy tak bardzo Bogu wdzięczni za każdy dzień naszego życia. Dzięki cierpieniom możemy odczuwać, choć troszeczkę bólu, jaki znosił nasz Pan i Król Jezus Chrystus. Cierpienie przybliża nas każdego dnia do miłości i miłosierdzia Boga.

Dziękujemy za brak bogactwa, dziękuje za wszelkie niedogodności, bo dzięki temu możemy współczuć innym, możemy być bliżej człowieczeństwa.

Bóg przez całe życie daje mi tak wiele łask, że nie sposób ich zliczyć. Zawsze, gdy się wydawało, że świat się zawalił, Pan Bóg podawał mi rękę. Wychodziłam sama jak i moi najbliżsi czy mąż czy dzieci ze wszystkich chorób, choć wielokrotnie słyszałam z ust lekarzy, że albo będzie ktoś z nas roślinką, albo, że w ogóle nie da się nic zrobić. I choć każdego dnia – dosłownie każdego dnia – zmagamy się z wieloma niedogodnościami od finansowych zdrowotnych, a ostatnio nawet z sąsiadem, który jest psychicznie chory a do tego się narkotyzuje i umila nie tylko nam oczywiście, ale wszystkim w klatce życie. Dziękuje Bogu tak bardzo za spokój serca, jakim mnie obdarza, za to że mogę codziennie oglądać wschód i zachód słońca, że mogę Go wielbić. Bóg również mnie nie tylko daje mi cierpienia czy inne niedogodności, ale również odwdzięcza się tak bardzo, że trudno wyrazić słowami.

W sobotę byłam trochę obolała, powróciły bole reumatyczne i okolice rdzenia; nie mogłam stanąć na nodze, ale po obiedzie położyłam się i nagle jak to u mnie od czasu do czasu bywa – nagle czuję przynaglenie, żeby się ubrać i wyjść z psem na spacer i to tak bardzo, że nie zastanawiałam się nawet za długo. Dlaczego tak mnie coś wygania z domu, jeśli tak źle się czuję. Ale zaczęłam się ubierać, a mąż mówi: – To może ja pójdę, boli cię noga, nie możesz chodzić. A ja mówię: – Zobaczę, pójdę kawałek, a jak nie dam rady to się wrócę. I wyszłam wzięłam jak zwykle różaniec, bo każdego dnia oprócz różańca w domu jak idąc tylko na spacer z psem odmawiam różaniec: za ta miejscowość, za tych mieszkańców, za kapłana z tej miejscowości. I przeszłam już dosyć duży odcinek polnej drogi, wśród lasu i górek dosyć dużych, a że było w ten dzień pochmurno, więc nie oddałam się daleko, bo ciągle padało i nagle zrobiło się dziwnie jasno. Spojrzałam w niebo i nie mogłam uwierzyć: zaczęło się coś robić… coś pięknego… Przerwałam odmawiać różaniec i zaczęłam dziękować Bogu za to zjawisko. Wyglądało jakby się niebo wśród tego pochmurnego nieba otworzyło drugie niebo cudowne… tak cudowne, że do tej pory nie widziałam czegoś tak pięknego. Pośród turkusowego nieba formowały się [obrazy] i po chwili już wszystko było zapełnione czerwonymi chmurami ze złotymi postaciami. Najbardziej rozpoznawalnymi postaciami byli aniołowie, ale tak samo utworzyła się twarz Jezusa. I były jeszcze inne postacie, ale nie potrafiłam rozpoznać. Jednak podczas zachwytu nie byłam w stanie podziękować. [Obecnie wciąż składałam dzięki Bogu za to zjawisko.] Wtem zapytałam: a gdzie jest Mateńka, gdzie jest Maryja? I nagle nad jedna postacią utworzyła się jakby nad głową tęcza ze wszystkich kolorów, ale taka maleńka, krótka… wydawało Mi się, że miała około jednego do dwóch metrów; trudno to określić tak dokładnie. Trwało to długo… na pewno gdzieś pomiędzy 18:00 a 19:30. Nie powiem dokładnie, bo wyszłam z domu na pewno była 18 może 18:10. Potem szłam w jedna stronę i gdy byłam na 4 tajemnicy różańca nagle się zatrzymałam, gdy to zobaczyłam. Stałam bardzo długo. Szedł jakiś człowiek z ogródków działkowych i myślałam, że się zatrzyma przy mnie i będziemy wspólnie patrzeć i dziękować, i się modlić… ale się nie zatrzymał i w ogóle nie zwrócił uwagi. Ale chciałam zrobić zdjęcie, bo zawsze robię zdjęcia jak wychodzę, biorę zawsze telefon w razie gdyby się mi coś przydarzyło, ale nie wyszło ani jedno zdjęcie(!) a nawet dla mnie to dziwne, bo nie wyszło zupełnie nic !!! Są całkiem jakby białe kratki. Byłam zdziwiona, ponieważ gdy wróciłam do domu to jeszcze raz spróbowałam zrobić zdjęcia i wyszły normalnie. Myślałam, że się cos zepsuło, ale nie…! Komórka dalej robi zdjęcia. Nie wiem jak do tego podejść, co o tym sądzić? Czy było to zjawisko nadprzyrodzone? Czy może mnie się tylko tak wydawało? Jednak odkąd tu mieszkam miałam już wielokrotnie rożne zjawiska i o różnym charakterze…

Świadectwo, które już dawno obiecałam

a dot. napotkanych trudnościach i przykrościach umieszczenia

Obrazu Jezusa Miłosiernego w kościele w Hiszpanii

Bardzo chciałam ofiarować do kościoła tutejszego obraz Jezusa Miłosiernego, ale ciągle mi to nie wychodziło. Prosiłam nawet o modlitwę wspólnotę Małych Rycerzy. Jednego razu rozmawiałam ze swoją przyjaciółka z Polski. I ona mi powiedziała, że się dołoży do tego obrazu, bo obiecała Jezusowi, że będzie chciała również wziąć udział w szerzeniu Bożego Miłosierdzia tam, gdzie nie jest znane. I nawet bardzo szybko to się poukładało, zadzwoniła do Krakowa do sióstr i one pomogły załatwiać taki obraz, żeby był identyczny jak w Łagiewnikach, w kościele Bożego Miłosierdzia. Przyjaciółka Małgosia Nowakowska wysłała ekspresowo do mnie sam obraz. Ja dałam do oprawy, żeby był piękny i wspólnym wysiłkiem Obraz był. Wystarczyło zanieść do Kościoła i powiesić. Mój mąż się zaoferował, że to zrobi. I wówczas powstał problem. Ponieważ nie tylko ksiądz, ale przede wszystkim cała rada parafialna – a zwłaszcza niektóre kobiety – nie wyraziły zgody na powieszenie tego obrazu w ich kościele. Jednak ja cały czas mówiłam do księdza proboszcza tego kościoła o zamiarze ofiarowania obrazu, że wcześniej zanim podjęłam decyzję – rozmawiałam z nim i wówczas nie miał nic przeciwko temu. Mówił tylko, że nie da pieniędzy, bo nie ma. Ja ich nie chciałam, ja tylko pragnęłam, aby ten obraz był w tym kościele, ponieważ zawsze, gdzie mieszkałam w Hiszpanii – ofiarowałam do każdego jednego domu Bożego obraz Jezusa Miłosiernego z podpisem Jezu Ufam Tobie! Zawsze w języku, jakim była odprawiana msza: czy hiszpańskim czy w katalońskim.

Jednakże kapłan zastawiał się tym, iż nie spodziewał się, że te panie się nie zgodzą. Ale to nie my, ale Bóg zawsze decyduje o wszystkim i wszyscy o tym dobrze wiemy. A że zbliżał się Rok Miłosierdzia i byłam pewna, że wcześniej czy później ten obraz tu będzie wisiał. Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem Roku Miłosierdzia jeszcze raz (kolejny już) rozmawiałam z księdzem proboszczem i mówię, że mamy rok Miłosierdzia. Jak to będzie wyglądało, żeby w kościele nie było nawet obrazu. I w ten sposób Jezus sam zadecydował, że przyjdzie do tych ludzi i będzie im błogosławił.

Jednak kapłan nie pozwolił wcześniej powiesić tego obrazu: ani mężowi, ani nikomu. Stwierdził, że sam powiesi w dniu rozpoczęcia Roku Miłosierdzia. I tak się stało, że dopiero pierwszego dnia rozpoczęcia sam z kościelnym powiesili Obraz.

Jednak przykro mi było, że na żadnej mszy nie było ani razu wspomnienia o Bożym Miłosierdziu, o tym Obrazie. To tak bardzo bolało. Ani kapłan ani większa ilość osób nie odmówiła ani raz Koronki. Koronkę i nowennę odmawiałam z mężem i córką wielokrotnie, także w każdą niedzielę. Dołączyła do nas grupa 5 osób, ale żeby nie podpaść księdzu jak to twierdzili – odmawiali w domu. Mam nadzieje, że może więcej osób odmawiało i odmawia tylko się nie przyznaje.

Przez rok czasu rozdawałam obrazki z Koronką i Nowenną do Bożego Miłosierdzia. A gdy skończył się Rok Miłosierdzia, ksiądz wysłała do mnie, do domu pana, żebyśmy przyszli z mężem i zabrali sobie ten obraz. Jednak ja powiedziałam że, jeżeli księdzu przeszkadza w Kościele obraz Jezusa, to niech sam ściągnie i nam przyniesie. Jednak ksiądz się nie odważył i obraz wisi do dzisiaj. Jestem pewna, że są osoby, które się modlą. Myślę, że Jezus błogosławi tym, którzy przychodzą do tego Kościoła i tym, co przechodzą koło tego Kościoła. Wszystko dzieje się w maleńkiej miejscowości w Navas koło Manresy 100 km od Barcelony, w Hiszpanii.

Dziękuje wszystkim za modlitwę. Bo wierzę bardzo, że nasza wspólna modlitwa również przyczyniła się do tego, aby miłosierdzie Boże było szerzone również w tej malej miejscowości. Bogu niech będą dzięki.

mr Teresa Polak.

Niech będzie Pochwalony JEZUS CHRYSTUS ! W poniedziałek, 03.03.2025 ziemskie życie zakończył Śp. Jan Myślicki. Przeżył 96 lat. Nr Dyplomu

Jednodniowy wyjazd na rekolekcje z Ks. Aleksandrem Sewastianowiczem z Kraśnika do Biłgoraju. W dniu 31 marca 2025 r. mali rycerze

NAJNOWSZE ZDJĘCIA