Nawrócenie i chrzest sł. B. Hermanna Cohena

Kochani rycerze, dziele się z Wami wielkim skarbem, to książka o nawróceniu sługi Bożego Hermana Cohena, (fortepianisty towarzysza Liszta) który posługiwał w naszym kościele (Berlinie), gdzie organizujemy czuwania nocne, już o nim pisałam i o ławkach od niego.
Przez niego modlę się o wiarę dla kapłanów w obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
On za radą ks. z Ars założył pustelnię pod Lourdes.
Pozdrawiam serdecznie Danuta.

To figura z wosku, on u nas umarł i leżała w katedrze w Berlinie 75 lat po zbombardowaniu, nieuszkodzoną trumnę przenieśli na cmentarz.

Pustelnia sługi Bożego Hermanna Cohena

12 stycznia 2020, niedziela  Chrztu Pańskiego… 

Dzisiaj napisałam dla Karmelitów Bosych w Krakowie na temat chrztu o. Augustyna od Najświętszego Sakramentu – sługi Bożego Hermanna Cohena,
20 stycznia 2020 roku przypada jego 149 rocznica śmierci i my ją uczcimy nocnym czuwaniem przed Najświętszym Sakramentem. Będziemy się modlić o jego beatyfikację i o ocalenie kościoła, w którym posługiwał i obok, gdzie umierał. Ten kościół jest sprzedany przez berlińskiego biskupa prywatnej osobie. To droga nam perła. Mamy wielką nadzieję, że go odzyskamy przez wstawiennictwo tego żarliwego czciciela Najświętszego Sakramentu o. Hermanna Cohena.

On umierał 150 lat temu, a procesją Bożego Ciała przeszła u nas po 150 latach – była tak długo zabroniona! To jeden ze znaków dla nas, ze to jego czas.
Pozdrawiam serdecznie.

mr Danuta

Chrzest Hermanna Cohena

W noc przed swoim chrztem, wedle jego wspomnień , zły duch zesłał mu:

„ sen pelen pokus, który obudził we mnie palące obrazy, które myślałem, że usunąłem już za swojej pamięci. Potykajac się, rzuciłem się na kolana obok łóżka, u stóp mojego kurcyfiksu, i tam, z oczami pełymi łez, błagałem o miłosierną pomoc Wszechmogącego i wsparcie Najświętszej i Najczystszej Maryi Panny, i pokusy minęły”.

Sylvain,Vie du R.P Hermann, str.49 – 50.

A oto, co wydarzyło się następnego dnia, wedle słów samego Hermanna:

„W sobotę 28 sierpnia, o trzeciej godzinie, kaplica Matki Boskiej Syjońskiej promieniowała nadzwyczajną jasnością; najświeższe i najpiękniejsze kwiaty zdobiły ołtarz, olśniony tysiącem świec. Dzwony wybijały najradośniejsze melodie, pobożny tłum wypełniał nawę, chór młodych dziewcząt w długich, białych welonach śpiewał błagalnie litanię o nawrócenie Żydów, harmonia organów mieszała się z tym pięknym śpiewem… i nigdy dziecko nie przyszło na świat otoczone większą czułością sióstr i braci niż ja, kiedy jako katechumen podszedłem do ołtarza.

– Czy chcesz przyjać chrzest?

– Tak, chcę! ( Tak, wiesz, Panie, z jaką żarliwością tego pragnę i jak się niecierpliwię, by być Twój! )

– Zatem uklęknij…

Ziemia zniknęła: kapłan trzymający naczynie z wodą święconą nie był już człowiekiem. Bóg obiecał, że sam zstąpi w tym momencie i przejmie panowanie ( …)

Kiedy woda święcona dotknęła mojego czoła, nagle całe moje ciało ogarnęło drżenie, i poczułem tak silne, potężne poruszenie, że mogę porównać je tylko do wstrząsu elektrycznego. Oczy mojego ciała były zamknięte, ale w tym samym momencie oczy mojej duszy otworzyły się na nadprzyrodzone, boskie światło. To światło rozprzestrzeniło się po całej mojej istocie. Bóg Duch Święty, jakby przypieczętowując swoją obietnicę, zstąpił na mnie z wysokości niebios, wziął mnie za rękę i pokazał mi w ekstazie to, czego skończone byty nie są w stanie pojąć – Wieczność. Tak, ujrzałem ( oczy mojego ciała były zamknięte, lecz oczy mojej duszy były szeroko otwarte ) z radością bezmierną jasność, bez końca, lepiej nawet powiedzieć – bez przestrzeni, ponieważ wzrok unosił się i opadał coraz dalej, coraz dalej, nigdy nie trafiając na przeszkody! Wszędzie miriady aniołów śpiewały nieopisanie pieknie, coraz piękniej, coraz bardziej zachwycająco, i takiego śpiewu nigdy nie słyszało ludzkie ucho. A niebiańskie zapachy! I ogarnęło mnie miękkie ciepło ( … ), a mój wzrok, pomimo oślepiajacego, wszechogarniającego światła, nie przestawał się zanurzać w promienie ( … ), a w środku panowało światło jeszcze bardziej jaśniejące w swej bieli. Tam, na wspaniałym tronie, ze swoją ukochaną Matką po prawicy, siedział Nasz Pan Jezus Chrystus, piękny wieczną młodością, a u Jego stóp, wokół Niego, armia świętych, ubranych w najjaskrawsze kolory tęczy.

Owi święci oddawali poklon u stóp tronu, adorując Go, a przy tym jednocześnie odwrocili się i spojrzeli na mnie ze słodkim uśmiechen gościnnego przywitania. Cale niebo i jego mieszkańcy zdawali się radować moim chrztem, jak gdyby jedna biedna mała dusza uratowanego grzesznika mogła mieć rzeczywistą wagę na szalach Wieczności…

Tak, widzialem raj Kościoła triumfującego. Nie, to nie byla wizja, to bylo prawdziwe. Bóg pozwolił, bym ja, nedzny robak ziemi, zostal przyjęty, łaską, dla której nie potrafię znaleźć nazwy, by doświadczyć przez chwilę to, co ledwo odważę się pamiętać!

Zanurzylem się w ekstazie miłości, moje serce złączyło się z nieopisanymi radościami raju i piło z potoku rozkoszy, jakim Pan zalewa swoich wybranych na ziemi żyjących. Byłem tak poruszony, że nawet dziś mogę bardzo niedokładnie przypomnieć sobie ceremonie, ktore nastąpily poźniej. Pamiętam jednak, że byłem ubrany w szatę niewinności, a w moim ręku umieszczono zapaloną świecę, symbol prawdy, która dopiero co stanęła tak jasno przed moimi oczami, i przysiągłem w moim sercu żyć i umrzeć w obronie tej prawdy.

Z listu Cohena do o. Ratisbonne’a, a cytowanego w : Sylvain, Vie du R.P.Hermann, str. 49 – 50, oraz Beaurin , Fleche de Freu, str. 65 – 66