Jubileuszowy Dzień Skupienia, 12 luty 2025 w Koszalinie
Zdjęcie0399

Jubileuszowy MINI – DZIEŃ SKUPIENIA dla koła i ośrodka Legionu Małych Rycerzy Miłosiernego Serca Jezusowego i czcicieli Bożego Miłosierdzia odbył się w środę, 12.02.2025. Został zorganizowany z okazji 30-lecia powołania w kościele parafialnym pw. Ducha Świętego w Koszalinie grupy modlitewnej Małych Rycerzy Miłosiernego Serca Jezusowego z kultem Bożego Miłosierdzia i wynagradzania za grzechy nasze i świata całego, co jest czynione również od 30 lat podczas nocnych adoracji pierwszo-piątkowych.

Początek w środę, 12.02.2025 od godz. 15.00 w kaplicy Chrystusa Króla. Zakończenie Mszą św. o godz. 18.00 w kościele.

Prowadzącym będzie jezuita o. Piotr Idziak. Ks. Proboszcz wyraził zgodę aby prowadzącym był o. Piotrem Idziak (SJ), obecnie posługujący w Domu Miłosierdzia w Koszalinie. Udział wzięło 21 osób.

  1. Modlitwy o 15.00 w Godzinie Bożego Miłosierdzia / w tym koronka do BM i modlitwa za Ojczyznę i adoracja w ciszy. Przyrzeczenie i Akt Ofiarowania rycerzy. /
  2. 16.00 konferencja / w sali św. Józefa/ o. Piotr
  3. 17.30 różaniec i nowenna do MB Nieustającej Pomocy w Kościele
  4. 18.00 Msza św. z kazaniem o. Piotra w Kościele, Ks. prob. Paweł Wojtalewicz w int. O uwielbienie Boga Ojca bogatego w Miłosierdzie i podziękowanie za 30 lat istnienia i działania grupy MODLITEWNEJ – Koła Legionu MRMSJ przy parafii pw. Ducha Świętego w Koszalinie. O. Piotr Idziak w int. „O miłosierdzie Boże i Boską interwencje dla Polski.”

Konferencje Ojca wysłuchać można od 1:56 sekundy /YuTube zamieścił na początku swoje reklamy/

CNOTY KARDYNALNE –  W WALCE Z DUCHEM TEGO ŚWIATA. 

W sakramencie chrztu zostajemy uwolnieni z winy grzechu pierworodnego i przywróceni do łaski! Czyli zostajemy wyzwoleni z niewoli pychy i egoizmu i uzdolnieni – do życia w relacji osobowej, która zawiera się w służbie bezinteresownej drugiej osobie.  

Ta cudowna przemiana dokonuje się w rzeczywistości duchowej, wewnętrznej, jednak ciałem nadal żyjemy w środowisku skażonym przez ducha tego świata, który dociera do nas ze strony rodziny i świata.

Po chrzcie świętym wzrastamy w naszej religijności, modlitwach i różnych praktykach religijnych. I tj. dobre, ale nie zauważamy, że nasze egoistyczne „ja”, które ma zdolność przebierać się  w szaty religijne, podąża za nami jak cień  i stopniowo osłabia naszą zdolność do życia w miłości Chrystusowej.

Często jesteśmy gotowi na różne wyrzeczenia pokutne, modlitwy, pielgrzymki, ale nie na obumarcie dla swojego „ja”. Niestety w tym świecie skażonym przez grzech nie jest łatwo rozpoznać stan naszego ducha. I dlatego podobnie, jak pobożni faryzeusze nie dostrzegamy naszego „ja”,  nie zauważmy, że zatrzymaliśmy się na drodze ku prawdziwej relacji osobowej. Po czym to poznać?  Słowa Boże mówią: „Słuchają a nie słyszą” – tzn. nie wprowadzają Słowa Bożego w swoje życie! „Patrzą a nie widzą” – czego nie widzą? Duchowego życia! Dlaczego? –  ponieważ zapatrzyli się, skupili się tylko materialnym zmysłowym patrzeniu. Nie rozwinęli zmysłów duchowych.

Mocnym i dobrym obrazem zatrzymania się na drodze do serca – pomimo trwania w zewnętrznych modlitwach i postach – jest przypowieść o zaproszonych na ucztę. Czym się oni charakteryzują? To są ludzie ciągłego, jeszcze nie teraz! Przywiązali się przez zmysły zewnętrzne do materii.  Pan do nich mówi, zaprasza do duchowej uczty,  ale oni zawsze mają coś innego do wykonania, i w ten sposób idąc za głosem świata nie wprowadzają Bożego słowa w czyn (por. Łk 14, 15-24). Dla jednego ważniejsze jest pole, dla drugiego woły, dla trzeciego żona!

Jak możemy poznać czy słuchamy Pana i wprowadzamy Jego słowo w czyn? Przez analogię po naszych relacjach z innymi ludźmi! Jak realizujemy prośby innych? Czy przyjmujemy, i staramy się, jak najszybciej wprowadzić je w życie, czy też skupieni na sobie ociągamy się i  zwlekamy z ich wypełnieniem. Nadto szukamy usprawiedliwień, by  móc je odsuwać wciąż na później.

Jeśli ktoś nas prosi o daną sprawę czy przysługę, a my o niej zapominamy, znajdując różne usprawiedliwienia, to tak samo dzieje się w naszej relacji do Boga. Jeśli nie słyszymy prośby drugiej osoby, to tak samo nie usłyszymy prośby i zaproszenia Boga! Po tym poznajemy, czy  jesteśmy wolni i czy Chrystus  króluje w nas? Jeśli nie króluje Chrystus –  to możemy mieć pewność, że króluje w nas nasze pobożne „ja”.

A dlaczego, tak się dzieje w naszym życiu i nie wzbudza to niepokoju w naszym życiu?  Bo miłość własna, grzech, odbiera nam zdolność widzenia w prawdzie! Nie widzimy, bo jeszcze  nie jesteśmy wolni od naszego „ja”, która zaciemnia nasz rozum. A nie widząc i nie mając świadomości, że nasze „ja”  to wciąż ukryty duch tego świata w nas samych, który zewnętrznie przybrał pobożne szaty, ale wew. nadal pozostał skupiony na sobie.

Przez brak zdecydowanej walki z naszym największym wrogiem,  z naszym „ja”, nasze chrześcijaństwo jest chore i nie daje owoców tak, jak powinno dawać. Nie wydaje prawdziwych owoców, bo nasze „ja” nie umarło, tylko przybrało dobrą i pobożną maskę. Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemie nie obumrze, to nie zrodzi ziarna pszenicznego.

Dlatego chcemy się zastanowić się nad przejściem ze starego egoistycznego życia do nowego służebnego w  Chrystusie! Jak może się to życie w nas zrealizować? Tylko we współpracy z łaską Zbawiciela.  Na czym polega to praca? Na pielęgnacji cnót i wykorzenianiem wad! Zadajmy sobie proste pytanie: Co to jest cnota?

  • Cnota jest trwałą dyspozycją do czynienia dobra. A więc – nie okolicznościową, emocjonalną i chwilową dyspozycją, tylko trwałą dyspozycją osoby. Jak jest cel takich trwałych solidnych cnót?  Celem życia cnotliwego jest upodobnienie do Boga! Fundamentem tego życia nowego są cnoty teologalne: wiara, nadzieja i miłość! I cnoty ludzkie czyli kardynalne.

Cnoty kardynalne ( od łac. Cardo – „zawias”, „przegub”), coś co spaja elementy w jedną całość. Dlatego ich rola jest szczególna w naszym życiu, ponieważ spajają życie religijne i naturalne, jednoczą oraz wprowadzają niezbędną harmonię życie.

Wszystkie inne cnoty są na nich oparte jak na fundamencie i niejako obracają się wokół nich, jak na zawiasie. Jakie są te cnoty kardynalne spajające nasze życie? Jest to cnota umiarkowania, roztropności, sprawiedliwości i męstwa.

Jak nazywają się te cnoty po łacinie?

Cnota umiarkowania czyli Temperantia –  w której mieści się powściągliwość, umiarkowanie, wstrzemięźliwość. Cnota temperantia, umiarkowania  nadaje pożądaniu – czyli zmysłowej dynamice osoby, która jest pobudzana przez przyjemność – całkiem nowy kształt. Nowy kształt przez co? Właśnie przez umiarkowanie, które pozwala opanować dążenie do przyjemności zmysłowych i przez to zapewnia człowiekowi równowagę w używaniu dóbr stworzonych.

Cnota Prudentia – czyli roztropność, to przez łaskę zrodzona zdolność w przewidywaniu następstw naszych postaw i czynów.

Cnota Iustitia –  czyli sprawiedliwość, to wolność i równowaga w takim samym odnoszeniu się do siebie jak i do drugiego człowieka.

Cnota Fortitudo – czyli męstwo,  to odwaga w podążaniu za głosem Prawdy.

Jeśli ktoś miłuje sprawiedliwość, to owocem jej znojów są cnoty: ona nauczy umiarkowania i roztropności, sprawiedliwości i męstwa, a nad te cnoty nic ludziom w życiu nie jest bardziej użyteczne – (czytamy w księdze Mdr 8,7 BPK),

Oczywiście sprawiedliwość ma tu sens świętości , czyli jest to życie w zgodzie z Bogiem, z Jego świętą Wolą!

Czy człowiekowi łatwo jest osiągnąć cnoty? Otóż nie!

Dlatego jesteśmy zaproszeni przez Jezusa Chrystusa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie  i nauczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz  waszych. Albowiem Moje jarzmo jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,28-30).

…………………………………………………………………………………………………………….

Przyjdźcie do Mnie wszyscy”! Tym zaproszeniem Jezusa kończyliśmy ostatnią konferencję. Na czym ma polegać to przyjście? W ks. Sofoniasza czytamy: „ Zbierzcie się! Zgromadźcie się! – za nim przyjdzie na was dzień gniewu Pańskiego! Szukajcie Pana, wszyscy pokorni ziemi, którzy pełnicie Jego nakazy; szukajcie sprawiedliwości, szukajcie pokory, może ukryjecie się  w dzień gniewu Pańskiego!”( So 2,1.3).

W ks. Jeremiasza czytamy: „To mówi Pan: Stańcie na drogach i patrzcie, zapytajcie o dawne ścieżki, gdzie jest droga najlepsza – idźcie po niej, a znajdziecie dla siebie wytchnienie. Ale powiedzieli: Nie pójdziemy!” (Jr 6,16).

            Oto owoc zakorzenionych wad w sercu ludzkim, które wybierają błędną  drogę i nie pozwalają zobaczyć, jak straszny będzie ich koniec.

My chcemy szukać dróg prowadzących do życia, do Domu Ojca. Dlatego trudzimy się by poznać cnoty kardynalne i wcielać je w nasze życie.

Lista cnót, które zwykliśmy nazywać kardynalnymi, zamieszczona w Mdr 8,7 rozpoczyna się od cnoty umiarkowania. Kiedy jednak bierzemy do ręki katolickie katechizmy, czy już przedpoborowe, albo posoborowe, dostrzegamy pewną konsekwencję, niestosowaną jednak wobec Słowa Bożego.  Otóż wszystkie katechizmy umieszczają cnotę kardynalną umiarkowania nie na miejscu pierwszym, ale ostatnim.

Wierność Słowu Bożemu zachowuje natomiast św. Augustyn! Dla Niego człowiek zachowuje nienaruszoną miłość (dzięki umiarkowaniu), którą żadne nieszczęście nie złamie (dzięki męstwu), która posłuszna jest jedynie Bogu samemu (dzięki sprawiedliwości), która czuwa nad rozeznaniem wszystkiego, by nie dać się zaskoczyć przez podstęp i kłamstwo (dzięki roztropności), Św. Augustyn, De moribus ecclesiae catholicae).

Dlaczego więc, pomimo tego, że Słowo Boże, a w ślad za Nim, geniusz taki,  jakim jest św. Augustyn, stawiają temprantię na miejscu pierwszym – Katechizmy natomiast, w dziwnym uporze sytuują ją na miejscu ostatnim?

Jedyna sensowna odpowiedź, jak się zdaje, może brzmieć: wynika to ze zwykłego niedocenienia, zlekceważenia cnoty temperantii, czyli powściągliwości wstrzemięźliwości i umiarkowania. Męstwo, sprawiedliwość i roztropność, to brzmi dumnie! Kto by tam przejmował się i traktował aż tak poważnie jakieś tam umiarkowanie, czy jego przeciwieństwo nieumiarkowanie. Komu może poważnie zaszkodzić przejedzenie od czasu do czasu, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, jak się nam to może spontanicznie kojarzyć…

Gdy tymczasem niepowściągliwość, brak temperantii jest kluczową – decydującą o wszystkim kwestią życia moralnego, duchowego, religijnego. Problemem, który najpoważniej zagraża zbawieniu wiecznemu człowieka.

Mało kto uświadamia sobie, że właśnie Przyjemność jest Pierwszym Wrogiem Prawdy. Wrogiem nieoczywistym, jakby ukrytym! Powtarzam, wrogiem, bo wróg aktywnie niszczy, zwalcza to, co jest cenne, co jest   obiektywnie ważne. Największą herezję, czyli zejściem z właściwej drogi, zawsze było, jest i będzie ślepe dążenie do przyjemności. Dyktaturę relatywizmu poprzedziła dyktatura kultu przyjemności. To właśnie dlatego mamy do czynienia z prymatem „lubienie” nad prawdą, której ponoć „już nie ma”… ważne jest tylko nasze aktualne upodobanie…

Święty J 2,15-17 mówi, że pożądliwość ciała, oczu i pycha ze spraw doczesnych nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. Tak więc: żądza odczuwania, żądza wiedzy, żądza panowania – skutecznie zatruwają ducha ludzkiego, który niepostrzeżenie stacza się w przepaść cynizmu i arogancji, tak wobec Boga i oczywiście drugiego człowieka. Przyjemność, gdy staje się celem samym w sobie przybiera postać przewrotnej, perwersyjnej satysfakcji czerpanej ze sprzeciwu wobec Prawdy.

Jeżeli nie zostanie we właściwym czasie rozpoznana i zatrzymana, osiąga poziom otwartej rebelii, eksplozji pychy i pogardy. Taka perwersyjna przyjemność czerpie radość z odrzucania i demonstracyjnego unieważniania Prawdy, dając zarazem fałszywe poczucie mocy. Tak, jak czytamy w 1Kor 13,6 „Miłość nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz raduje Prawdą, tak żądza czerpie dziką satysfakcje z niesprawiedliwości. Człowiek żądzy nie cierpi tego, czego nie lubi. W celu zachowania swego stanowiska coraz bardziej uruchamia i rozkręca wszelką działalność propagandową, promując przekorę i krnąbrność przeciw Prawdzie.

             W Piśmie Św. znajdziemy wiele tekstów przestrzegających czcicieli przyjemności np. Jr 17,5-6: czytamy: „ Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi nieszczęście; wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemie słoną i bezludną.  W 1Kor 2, 14, : „Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić”. W  1Tm 6,3-10: Jeśli ktoś inaczej naucza i nie trzyma się zdrowych słów Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z pobożnością, jest nadęty, niczego nie pojmuje, lecz choruje na dociekania i słowne utarczki. Z nich rodzą się zawiść, sprzeczka, bluźnierstwa, złośliwe podejrzenia, ciągłe spory ludzi o wypaczonym umyśle i którym brak prawdy – ludzi, którzy uważają, że pobożność jest źródłem zysku. Wielkim zaś zyskiem jest pobożność wraz z poprzestawaniem na tym, co wystarczy. Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy z niego wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni. A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i zasadzkę oraz liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami.

 A remedium na te i inne zagrożenia dla zbawienia wiecznego jest cnota umiarkowania, czyli powściągliwości. Bez praktykowania tej cnoty pozostałe cnoty kardynalne roztropność, sprawiedliwość i męstwo pozostają niejako unieruchomione. W życiu duchowym, jeśli lekceważymy to, co wydaje się nam małe, to tracimy to, co wydaje się nam wielkie.

            Racje ma św. Augustyn, przerobił to na sobie samym, że żyć dobrze to nic innego jak miłować Boga całym sercem, całą duszą, całym umyłem. Dla Niego zachowuje człowiek nienaruszona miłość dzięki powściągliwości.

            W „zakres” Niepokalanego Poczęcia wchodzi niepodleganie pożądaniom. Bez grzechu pierworodnego poczęta – czyli bez żądz, które walczą przeciw Duchowi. Zobacz, Maryja widząc tragiczną sytuację duchową współczesnego człowieka nie manipuluje, nie krzyczy, nie wścieka się, nie grozi, lecz płacze i to nieraz krwawymi łzami. Bo kocha bez manipulacji, bez fałszywego przymilania się. Pełna boleści i pokoju wzywa nas do nawrócenia, do opamiętania się w naszych rozbuchanych i nadętych nieumiarkowaniach, niepowściągliwościach, które poprzez żądze zawłaszczają nasze dusze. 

Maryja wzywa nas do życia w temperancji, czyli po polsku, do życia w powściągliwości i umiarkowaniu, które jest warunkiem wstępnym do życia na chwałę Bożą.  Maryja wzywa nas także do postu i pokuty, które są temperancją przebłagalną za nasze grzechy.

Temperancja Maryi nie jest Jej słabością, ale dowodem siły Jej miłości. Czy możemy fakt ten lekceważyć i jednocześnie nieustannie prosić Ją o spełnianie naszych zamówień?

Pamiętajmy, że Dzieło Zbawcze Jezusa Chrystusa zostało dokonane w klimacie jak najradykalniejszego przeciwieństwa przyjemności. W okrutnym bólu i poniżeniu. Jest to „cena”, jaką na Krzyżu zapłacił Syn Boży za nasze grzeszne przyjemności, aby nas pojednać z Bogiem.

Na trudności życiowe, prześladowania, tragedie, Feliks Koneczny miał wyłącznie jedną radę: „Tylko liche charaktery uginają się pod prześladowaniem, zacni ludzie nabierają jeszcze więcej hartu i jeszcze mocniej przywiązują się do swych ideałów”. Ideałom wynikającym z cywilizacji łacińskiej pozostał do końca wierny.

W 76. rocznicę śmierci prof. Feliksa Konecznego

Na łamach „Trybuny Narodu” w 1927 r. Feliks Koneczny ogłosił drukiem „Czterdzieści tez zasadniczych”, stanowiących rekapitulację jego poglądów. Pierwsze trzy tezy brzmiały następująco: „Ze wszystkich spraw publicznych najbardziej publiczną jest religia. Polska albo będzie katolicka, albo jej nie będzie. Cokolwiek zmierza do wyrządzenia szkody Kościołowi katolickiemu, jest zarazem szkodliwe dla Polski”. Są to słowa, za które znienawidzony jest do dnia dzisiejszego przez środowiska liberalno-lewicowe.

(Feliks Koneczny)

To, w jaki sposób dziedzictwo prof. Feliksa Konecznego zostało zaprzepaszczone, a jego nazwisko niemal zapomniane lub zmieszane z błotem, najlepiej scharakteryzował Paweł Jasienica w swym „Pamiętniku”: „Krajowe losy dorobku profesora stanowią wcale niezłą ilustrację umiejętności nie występującej ani w cywilizacji łacińskiej, ani w turańskiej, za to będącej spécialité de la maison Polaków. Mówię o nieprawdopodobnym zamiłowaniu do marnotrawstwa, o nałogowym lekceważeniu własnego dorobku kulturalnego”. Jest to świadectwo wartościowe nie tylko z tego powodu, że Jasienica przez rok uczęszczał w Wilnie na wykłady Konecznego, ale też z racji, że trudno go uznać za publicystę katolickiego czy konserwatywnego, potrafił wszelako docenić po latach dorobek swojego wykładowcy.

Feliks Koneczny urodził się 1 listopada 1862 r. w Krakowie. Jego ojciec, Józef, pochodził z Moraw, do Krakowa przybył w latach czterdziestych XIX w., by podjąć studia na uniwersytecie. Z powodu uczestnictwa w powstaniu krakowskim 1846 r. został usunięty z uczelni i przez kolejne dekady pracował na kolei. Matka Feliksa, Józefa, również była Czeszką. Nie bez powodu Profesor w swoich notatkach pisał po latach: „Urodziłem się (…) z obojga Czechów, nie ma tedy we mnie ani kropli krwi polskiej”. Rodzina szybko się polonizowała i Feliksa można już bez wątpienia uznać za Polaka, choć kontakty z czeską rodziną były podtrzymywane jeszcze w latach czterdziestych XX w., a sam Profesor biegle posługiwał się czeskim językiem (był zresztą tłumaczem przysięgłym).

„Matki nic a nic nie pamiętam, miałem niespełna 15 miesięcy, kiedy mię obumarła – pisał Feliks – Ojciec powtórnie się ożenił. Wkrótce po ślubie przeniesiono go na posadę do Lwowa”. Macocha traktowała swego pasierba w sposób daleki od wzorcowego, celowo sprawiała kilkuletniemu chłopcu przykrości, pozbawiała go zabawek, w zamian faworyzując swojego syna. Nic dziwnego, że kilkunastoletni Feliks sprawiał problemy wychowawcze, opuszczał się w nauce, ostatecznie maturę zdał eksternistycznie w wieku dwudziestu jeden lat. Dopiero dostanie się na studia historyczne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego otworzyło przed nim szerokie horyzonty. Stopień doktora otrzymał w 1888 r. broniąc pracę zatytułowaną „Najdawniejsze stosunki Inflant z Polską do r. 1393”.

Młodemu historykowi, będącemu synem niskiego szczebla urzędnika kolejowego, bez koneksji rodzinnych i towarzyskich, nie było łatwo przebić się do ekskluzywnego, a niekiedy i arystokratycznego środowiska krakowskich uczonych. W roku 1890 wziął udział w ekspedycji historyków, mającej na celu kwerendę w Archiwach Watykańskich, otwartych dla badań w wyniku decyzji papieża Leona XIII. Pracował w Akademii Umiejętności, następnie jako bibliotekarz w Bibliotece Jagiellońskiej. W sposób szczególny zajmował się dziejami relacji polsko-krzyżackich.

Koneczny wychodził z niezwykle cennego założenia, nie zawsze spotykanego u historyków, że praca naukowa i badania to jedno, ale koniecznym jest także spopularyzowanie tych badań wśród różnych warstw społecznych, że badacz dziejów oprócz obowiązków wobec prawdy i nauki ma także obowiązki względem swojej Ojczyzny, niesprzeczne z nauką i tak samo oparte na fundamencie prawdy. Stąd od końca lat dziewięćdziesiątych XIX w. rozpoczął cykl publikacji, w których popularyzował dzieje Polski.

Jako pierwsze ukazały się w Bytomiu w roku 1897 „Dzieje Śląska”, dotyczące losów ukochanej przez Konecznego dzielnicy polskiej („za Wrocław to bym się bił!” – mawiał do wnuka). We wstępie do książki pisał: „Otwieramy księgę dziejów, bośmy ciekawi, dla kogo też najpierw Opatrzność chleb z tej ziemi przeznaczyła? Bo nam mówią często po niemiecku, że my tutaj przybłędy i tylko z łaski cierpieni na komornym. Przepraszamy panów Niemców, że też i my czytać umiemy i zajrzymy sobie sami do historii. Dawno to już trzeba było zrobić, ale lepiej choć późno, niż nigdy”. Książka była wielokrotnie wznawianym bestsellerem na Śląsku, gdzie wydatnie przyczyniła się do rozbudzenia polskości. W kolejnych latach ukazywały się „Dzieje Polski”, „Dzieje Polski za Piastów”, „Dzieje Polski za Jagiellonów” oraz „Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży”. Za to tuż przed wybuchem II wojny światowej wyszła drukiem praca „Święci w dziejach narodu polskiego”.

Scharakteryzowanie myśli społeczno-politycznej Feliksa Konecznego nie należy do najprostszych zadań nie tyle z powodu ogromu materiału, który po sobie pozostawił, ile przede wszystkim ze stopniowej ewolucji, jaką przechodził. W latach 1905-1914 redagował miesięcznik „Świat Słowiański”, na łamach którego starał się promować ideę słowianofilstwa, mającego stać się przeciwwagą zarówno dla niemieckich planów w stosunku do Europy Środkowej, jak i rosyjskiego w swej genezie panslawizmu. Osobiście nigdy nie włączył się w czynną politykę, należał do Klubu Konserwatywnego, z którego zrezygnował przeszedłszy do Stronnictwa Katolicko-Narodowego. Sympatyzował także z ruchem ludowym, ideami chrześcijańsko-demokratycznymi oraz narodowo-demokratycznymi. Pod koniec życia stawał się sceptyczny wobec republikanizmu, stając się monarchistą. W czasach II wojny światowej współpracował z konspiracyjnym środowiskiem „Unii” Jerzego Brauna, publikując w podziemnej prasie.

Na łamach „Trybuny Narodu” w 1927 r. Feliks Koneczny ogłosił drukiem „Czterdzieści tez zasadniczych”, stanowiących rekapitulację jego poglądów. Pierwsze trzy tezy brzmiały następująco: „Ze wszystkich spraw publicznych najbardziej publiczną jest religia. Polska albo będzie katolicka, albo jej nie będzie. Cokolwiek zmierza do wyrządzenia szkody Kościołowi katolickiemu, jest zarazem szkodliwe dla Polski”. Są to słowa, za które znienawidzony jest do dnia dzisiejszego przez środowiska liberalno-lewicowe.

Do najcenniejszych pereł w dorobku Konecznego należy jego autorska koncepcja cywilizacji, którą zdefiniował jako „metodę ustroju życia zbiorowego”. Znaczną część swej naukowej i publicystycznej pracy poświęcił cywilizacji łacińskiej, gwarantującej człowiekowi najbardziej wszechstronny rozwój, zarówno materialny, jak i przede wszystkim duchowy. Oprócz cywilizacji łacińskiej wyróżnił także, a częściowo opisał, następujące metody ustroju życia zbiorowego: bizantyńską, turańską, żydowską, arabską, chińską i bramińską.

Piękny, wzruszający, a jednocześnie tragiczny jest element rodzinny biografii Feliksa Konecznego. Ożenił się z Marcelą z domu Krč, trzy lata starszą od siebie Czeszką. Zachowały się wymieniane pomiędzy nimi listy miłosne. Feliks pisał do Marceli m.in.: „Chciałem Ci przypomnieć ten kwiat polny, którym się bawiłaś, kiedy Cię poznałem (…). A teraz niech Ci jeszcze powiem, że Cię kocham, i że drugi raz na świat chciałbym przyjść tylko pod tym warunkiem, że znów będę Twój na wieki”. Miłość między nimi przetrwała próbę czasu. Na początku jednej ze swych książek Koneczny zamieścił dedykację: „Robót życia wspólniczce, wiary, nadziei, miłości, prządce niestrudzonej, żonie swojej poświęca autor”. Marcela zmarła w roku 1935. Do naszych czasów zachowała się fotografia pogrążonego w smutku i modlitwie Profesora stojącego nad trumną żony.

Doczekali się trojga potomstwa: Bronisławy (ur. 1889), Czesława (1890) oraz Stanisława (1892). Warto zauważyć, że wszystkie dzieci Profesora otrzymały imiona polskich świętych. Bronisława nigdy nie wyszła za mąż. Była uzdolniona artystycznie, malowała obrazy, studiowała na Akademii Sztuk Pięknych, zaprojektowała okładkę napisanej przez ojca książki „Tadeusz Kościuszko. Życie, czyny, duch”. Prowadziła sklep jubilerski w krakowskich Sukiennicach, co pozwoliło rodzinie na zakup domu na Salwatorze (do dziś istniejący budynek przy ul. Św. Bronisławy 18 w Krakowie). Zmarła w 1951 r.

Starszy z synów, Czesław, ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim, został sędzią i przez okres dwudziestolecia międzywojennego piął się po szczeblach kariery aż do stycznia 1939 r., gdy mianowano go sędzią Sądu Najwyższego. W połowie sierpnia 1944 r. wraz z żoną Marią zostali zamordowani przez Niemców tłumiących Powstanie Warszawskie. Zmarli bezdzietnie. Młodszy syn, Stanisław, poszedł w ślady starszego brata obierając ścieżkę prawniczą. Prowadził kancelarię adwokacką i notarialną na Górnym Śląsku, działał w Akcji Katolickiej. W okresie II wojny światowej był członkiem siatki wywiadu ofensywnego Armii Krajowej na terenie III Rzeszy o kryptonimie „Stragan”. W wyniku zdrady Ludwika Kalksteina, znanego z wydania gen. Stefana Roweckiego „Grota”, znaczna część struktury konspiracyjnej została zdemaskowana przez gestapo. W sierpniu 1943 r. przy ul. Mikołajskiej w Krakowie aresztowano Stanisława Konecznego. Wyrok śmierci 15 sierpnia 1944 r. „w imieniu ludu niemieckiego” wydał przewodniczący składu sędziowskiego dr Bruno Makart (1893-1959), sędzia Sądu Ludowego w Berlinie, po 1945 r. dyrektor sądu administracyjnego w Kolonii. Stanisław Koneczny został ścięty toporem w więzieniu w Brandenburgu nad Hawelą we wrześniu 1944 r. Jego żona, Wanda, zmarła w roku 1948. Dwaj synowie, Wiesław i Jacek, nie założyli rodzin.

Kajetan Rajski – redaktor serii „Dzieł zebranych” Feliksa Konecznego

( www.ksiegarniamiles.pl )

Niech będzie Pochwalony JEZUS CHRYSTUS ! W poniedziałek, 03.03.2025 ziemskie życie zakończył Śp. Jan Myślicki. Przeżył 96 lat. Nr Dyplomu

Spotkanie opłatkowe połączone z Jubileuszem 25-lecia powstania Legionu Małych Rycerzy Miłosiernego Serca Jezusowego w Szczecinie. W dniu 10.12.2024 r., w

NAJNOWSZE ZDJĘCIA